Każda z nas słyszała to w mniej lub bardziej zawoalowany sposób: „Jeszcze tylko zrzucisz pięć kilo, jeszcze tylko popracujesz nad sobą, jeszcze tylko zadbasz o cerę, poprawisz uśmiech, nauczysz się wyznaczać granice, zmienisz reakcje emocjonalne, uporządkujesz myśli, będziesz gotowa do miłości, sukcesu, życia.”
Tyle że… czy to „jeszcze tylko” kiedykolwiek się kończy?
Dzisiejszy świat, nawet ten mówiący o „akceptacji” i „dbaniu o siebie”, często wciąż podszyty jest przekazem, że musisz się naprawiać. Poprawiać. Zmieniać. A jeśli się jeszcze nie poprawiłaś – to znaczy, że jesteś niedokończona.
A co, jeśli prawda jest inna? Co, jeśli już jesteś wystarczająco dobra – teraz, tu, w tej wersji, która jeszcze czegoś nie umie, czasem płacze bez powodu, ma siwe włosy na skroniach i czasem wątpi?
Przeczytaj również: Zamień kontrolę na zaufanie – jak odpuścić i nie zwariować?
Kultura „projektu siebie”
Od najmłodszych lat uczymy się, że jesteśmy „do zrobienia”. Do ulepszenia. I że wartość często przychodzi po wysiłku. Kiedy zrobisz więcej, udowodnisz coś sobie, innym. Kiedy się rozwiniesz, „poprawisz”.
To nie znaczy, że rozwój nie jest piękny – jest. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy rozwijasz się, bo uważasz, że bez tego nie jesteś „wystarczająco dobra”.
Jeśli każde lustro jest dla Ciebie testem, każda rozmowa okazją do analizy, każda emocja „problemem do przepracowania”, a każde zdjęcie wymaga filtra – może nie potrzebujesz kolejnej strategii zmiany. Może potrzebujesz… zatrzymania.
Wystarczająco dobra. Wystarczalność to akt odwagi
Powiedzieć sobie: „W tej wersji siebie, nawet z niedoskonałością, jestem wartościowa” – to akt odwagi. To nie jest zaproszenie do stagnacji, tylko do miękkiego spojrzenia na siebie.
To również sposób na życie, w którym robisz rzeczy nie po to, by siebie naprawić, ale dlatego, że na to zasługujesz.
Chodzisz na zabiegi estetyczne nie po to, by ,,walczyć z czasem”. To może być forma czułości wobec samej siebie. Zabiegi stymulujące skórę do regeneracji, jak stymulatory tkankowe, czy działania wspierające naturalną regenerację skóry, takie jak peelingi chemiczne, nie zmieniają rysów twarzy, nie „poprawiają Cię”. One pomagają Twojej skórze odzyskać to, co już w niej było – potencjał.
Co zamiast wiecznej poprawy?
Zamiast projektu „nowa ja”, może czas stworzyć przestrzeń dla tej, która już jest. Ze swoim temperamentem, zmęczeniem, humorem i wrażliwością. Oto kilka pytań, które mogą Ci w tym pomóc:
- Czy to, co robię, jest wyrazem troski o siebie, czy potrzeby poprawienia?
- Czy szanuję swoje ciało za to, że mnie niesie – nawet jeśli nie wygląda jak z reklamy?
- Czy moje emocje są problemem, czy po prostu informacją?
Jak pielęgnować siebie bez „naprawiania”?
Nie chodzi o to, by odrzucić wszelkie działania wspierające zdrowie, wygląd czy samopoczucie. Wręcz przeciwnie – chodzi o to, by zmienić ich intencję. Zmiana z „bo muszę być lepsza” na „bo chcę być dla siebie dobra” robi kolosalną różnicę.
To nie jest naprawianie. To uznanie, że warto sobie pomóc – bo się sobie należy.
Kiedy „poprawianie” staje się pułapką?
Warto uważnie się przyjrzeć, czy nie tkwisz w spirali wiecznego „przekształcania siebie” – mentalnie, fizycznie, emocjonalnie. Jeśli wszystko, co robisz, służy jakiejś wersji lepszej Ciebie, może pora zadać sobie pytanie: czy nie jestem już dość dobra, żeby po prostu… być?
Oto subtelne sygnały, że może czas przestać siebie naprawiać:
- Trudno Ci zaakceptować zdjęcie bez filtra.
- Czujesz, że nie masz prawa do odpoczynku, dopóki nie zrobisz „czegoś pożytecznego”.
- Nie lubisz mówić o sobie pozytywnie, bo boisz się, że to „pycha”.
- Każda emocja staje się projektem – do przeanalizowania, przepracowania.
- Czujesz niepokój, gdy nie masz celu, planu, kierunku rozwoju.
Jesteś już wystarczająco dobra
Nie musisz być bardziej uśmiechnięta, milsza, chudsza, lepiej zorganizowana czy bardziej duchowa, żeby zasługiwać na miłość, szacunek i wsparcie. Twoja wartość nie rośnie razem z liczbą osiągnięć ani nie maleje, gdy masz gorszy dzień.
Możesz sięgać po nowoczesne zabiegi, dbać o zdrowie, skórę, ciało – ale nie jako projekt „poprawiania siebie”, tylko jako akt codziennej, czułej obecności. Bo naprawdę – już teraz, właśnie w tej chwili – jesteś wystarczająco dobra.